niedziela, 17 lipca 2016

Obietnica 1. Nie żyć złudną nadzieją


Ludzie patrzyli na Ciebie z pogardą, gdy w skąpym stroju przechodziłaś obok nich na ulicy. Ja już przy pierwszym naszym zbliżeniu zauważyłem, że ty wcale nie traktujesz siebie inaczej. Te blizny na Twoich nadgarstkach nie były efektem przypadku, ale depresji. Głębokiej depresji, która pożerała Cię z każdym kolejnym dniem, godziną, minutą, sekundą. Wreszcie doszło do momentu, w którym nie miałaś już siły na walkę. Przyznaj, że Twoje serce krwawiło nienawiścią do samej siebie...
- Obudź się...! Słyszysz, wstawaj...
Stałaś nade mną wczesnym rankiem, kiedy to słońce budziło się do życia. Zawsze byłaś rannym ptaszkiem w przeciwieństwie do mnie.
- Czego chcesz? - mruknąłem podirytowanym głosem, przewracając się na drugą stronę. Nawet nie otwierając oczu czułem na sobie twój wściekły wzrok. Nienawidziłaś mnie.
- Karta nie działa. - rzuciłaś zezłoszczonym tonem.
- W takim razie zadzwoń na recepcję. Co ja Ci na to poradzę?
Później było już tylko gorzej. Nie zachowywałaś się jak grzeczna dziewczynka. Nie wytrzymałaś napięcia i właśnie to stanowiło Twoją słabość. Siłą wyciągnęłaś mnie z łóżka, żądając wyjaśnień. To nie mogła być miła rozmowa.
- Świnia z Ciebie, wiesz...
Zaatakowałaś mnie, wymierzając wskazujący palec lewej ręki wprost w moją klatkę piersiową. Nigdy nie zapomnę, że byłaś leworęczna.
- Poczekaj chwilę, to wyjdziemy razem. - wzruszyłem ramionami, zakładając koszulkę.
- Razem?! - krzyknęłaś z irytacją. - Człowieku w jakim ty świecie żyjesz?! Ty płacisz, ja zaspokajam Twoje potrzeby i na tym koniec.
Nie mam zielonego pojęcia jak wyglądała wtedy moja twarz, ale z pewnością wyrażała spotęgowane zdziwienie. I nie wiem dlaczego, ale odniosłem wrażenie, że byłaś w swoim żywiole. Gdybyś tylko mogła zatłukłabyś mnie samymi wyzwiskami i może to dziwnie zabrzmi, lecz ja nadal widziałem w Tobie bezbronnego dzieciaka, który oczekiwał pomocy.
Na całe szczęście niedyspozycja karty wynikała tylko z niedużej awarii systemu, więc po kilkunastu minutach mogliśmy opuścić nasz hotelowy pokój w dwóch żywych kawałkach. Jednym byłaś Ty, a drugim ja. Niczym dwie połówki innych jabłek. Niby takie same, a jednak zupełnie różne.
- Podwiozę Cię. - zaproponowałem, gdy wyszliśmy już z hotelu.
Wiatr rozwiewał Twoje długie, ciemne włosy. Wyglądałaś jak normalna studentka na trzecim roku ekonomii lub medycyny, a nie jak prostytutka z bagażem doświadczeń życiowych.
- Poradzę sobie. - rzuciłaś zarozumiale. Spojrzałaś jeszcze przed siebie, gdzieś ponad moją głową, a Twoje wargi lekko zadrżały. Momentalnie zacisnęłaś je jednak w wąską linię, po czym po prostu odeszłaś w kierunku dworca.
Twoje zachowanie było dla mnie jedynie oznaką zagubienia, które kierowało Tobą zarówno w tamtym momencie jak i w chwili, kiedy zdecydowałaś się zarabiać na życie w tak nieprzystępny sposób. Jedno stało się dla mnie wtedy pewne; te słowa nie były naszym pożegnaniem, lecz początkiem czegoś trudnego.
Dobrze wiedziałaś jak manipulować ludźmi. Znałaś zasady gry zbyt dobrze, aby pozwolić innym mydlić sobie oczy. Być może wiele przeszłaś i to pokazało Ci, że łatwowierność nie jest w cenie. Zgadzam się z tym, bo ilekroć brałem udział w zawodach rangi światowej nadmierna ufność nigdy nie popłacała. Są pewne granice, przez które należy przejść, aby nie spalić się na samym starcie rywalizacji i czymś takim jest właśnie zaufanie. W skokach jest ono wszechobecne i za żadne skarby nie można tego uniknąć. Ufasz serwismenom, gdy wręczają Ci wcześniej odpowiednio przygotowane przez nich narty. Ufasz kolegom z zespołu, gdy podają Ci dłoń w geście życzącym powodzenia. Ufasz trenerowi, gdy daje Ci znak na oddanie skoku. Wreszcie ufasz sobie, gdy pełen energii odpychasz się od belki, aby parę sekund później wybić się z progu, a następnie wylądować. Zaufanie jest jednym z najważniejszym aspektów życia sportowca. Tak przynajmniej myślałem, ale kiedy patrzę na Twój przypadek dochodzę do wniosku, że w życiu każdego człowieka odgrywa ono znaczącą rolę. Czasem wręcz przesadnie znaczącą.
Tylko że Ty nie potrafiłaś ufać. Dla Ciebie było to słowo niczym z kosmosu, a jego znaczenie miało być przeznaczone wyłącznie dla naiwnych. Nie wyobrażam sobie Ciebie siedzącej na belce, mającej za moment oddać skok, skoro nawet samej sobie nie byłaś w stanie zawierzyć. Nie dałabyś rady udźwignąć tego wszystkiego. Twoja psychika była na to stanowczo za słaba.
Dwa tygodnie później rozpoczęło się Letnie Grand Prix, na którym wystartowałem w zaledwie czterech konkursach. W czasie okresu przygotowawczego postawiłem duży nacisk na motorykę. Potrzebowałem lepszych metod, które trafiłyby w mój gust techniczny. A to szukanie dobrych dla mnie rozwiązań wbrew pozorom wcale nie było łatwe. Wiadomo, że każdy sportowiec w swojej karierze dąży do pośrednich kompromisów. Niezwykle rzadko przychodzi to z łatwością, szczególnie gdy wokół ma się konkurentów, którzy tylko czekają na Twoje potknięcie. Ale mnie chyba los w tej walce oszczędził. Z nadspodziewaną szybkością doszedłem do szczytu moich możliwości, wygrywając trzy z czterech konkursów, w których brałem udział. Jedynie w ostatnim zająłem czwarte miejsce. Tłumaczyłem to jako gorszy dzień, w końcu w wcześniejszych startach byłem w optymalnej formie. Ale teraz z perspektywy czasu wiem, że to czwarte miejsce nie było kwestią przypadku, lecz swego rodzaju ostrzeżeniem, mówiącym jak wiele pracy jeszcze przede mną. Wtedy tego przesłania nie zrozumiałem.
Musisz wiedzieć, że gdy wygrywałem kolejne konkursy nie myślałem o Tobie. Byłaś gdzieś poza moją chłodną głową i chyba tylko to pozwalało mi zostawiać konkurencję daleko w tyle. Liczyłem, że jeszcze kiedyś się spotkamy, ale w tym czasie nigdy nie pomyślałem, byś mogła się stać dla mnie ważna. Z końcem września straciłem już chyba wiarę na cokolwiek między nami. Przepadłaś, a ja nie zamierzałem wspomagać przewrotnego losu.
W tamtym czasie jedyne co mogło mnie wybić z rytmu to nieoczekiwana kontuzja. I pojawiła się ona na moim horyzoncie, ale w zupełnie innych okolicznościach. W jednym z ostatnich treningów przed rozpoczęciem nowego sezonu niefortunny upadek pozbawił Richarda nadziei na dobry występ na przestrzeni czterech najważniejszych miesięcy w karierze skoczka narciarskiego. Zerwanie więzadeł krzyżowych w prawym kolanie całkowicie wyeliminowało go nie tylko ze startów w Pucharze Świata, ale i następnego LGP. To było jak cios prosto w serce dla całego teamu.
- Kurwa. - w szatni dało się słyszeć siarczyste przekleństwo z ust Wanka. - Nigdy nie pomyślałbym, że Freitag... I co mu wyszło z tego sezonu życia?
- Całe dnie poświęcasz na dojście do formy, osiągnięcie szczytu, a gdy on już pojawia się na twoim horyzoncie nagle to wszystko szlag trafia.
Rzeczywiście. Nie sposób temu zaprzeczyć, kiedy jest się postawionym w takiej a nie innej sytuacji. Bezradność boli bardziej niż złamane serce. Wiem, bo to co przytrafiło się Freitagowi odbiło na mnie sto razy większe piętno niż to jak kiedyś potraktowała mnie Maya.
- Człowiekowi z nadzieją nóż w plecy. - rzucił Wellinger, rozwalając się na kanapie.
I chyba te słowa najbardziej dały mi do myślenia. Przyznam, że długo się nad nimi zastanawiałem, nie mogąc odnaleźć w tym właściwego sensu. Ale teraz już wiem, o co mu chodziło. Szczeniak nauczył mnie tym jednym zdaniem, że nie mogę żyć nadzieją, iż nagle się pojawisz, bo kiedyś w końcu przegapię swoją szansę od losu. Czasem jednak realia nas przerastają.
Żałosne, prawda...?


__________

No i jest pierwszy rozdział! 
W zasadzie to nie mam zamiaru się tutaj zbytnio rozpisywać tylko po prostu podziękuję Wam za te wszystkie komentarze pod prologiem. Jesteście niesamowite. Najlepszy prezent urodzinowy jaki mogłam dostać<3
Dziękuję i do następnego ♥♥♥

sobota, 2 lipca 2016

Prolog

Hamburg, 24 grudnia 2018r.

Droga Viktorio!
Pewnie zdziwisz się, że zaczynam tak banalnym frazesem - w końcu w stosunku do Ciebie zawsze byłem czulszy. Sam się sobie dziwię, ale powiem Ci szczerze, że nie wiem jak mam się teraz do Ciebie zwracać. Może to śmieszne, ale jeszcze do niedawna myślałem, że znam Cię na wylot. Że każda nasza rozmowa jest szczera. Że przede wszystkim Ty jesteś w stosunku do mnie szczera. Ale nigdy nie byłaś... 
Od dłuższego już czasu zastanawiam się nad sensem przeznaczenia. 
Absurdalne, prawda? Bo czy ktokolwiek może mieć całkowitą pewność, że ono istnieje...? 
Ty bez najmniejszego zawahania zaprzeczyłabyś temu. Kilka miesięcy wcześniej pewnie też bym tak zrobił. Ale teraz, gdy nie ma Cię obok, nie będę już tylko bezradną marionetką w Twoim ręku i wbrew wszystkiemu co mówiłaś, powiem tak... Bo cholera, czy można inaczej wyjaśnić to co nam się przydarzyło?
Teraz, gdy budzę się w pustym łóżku i co gorsza w pustym mieszkaniu, nie czuję już tego co było kiedyś między nami. Tego całego uczucia, którego nigdy nie byłaś mi w stanie ofiarować. 
Łudziłem się, że miłość przyjdzie z czasem. Że nauczysz się mnie kochać tak jak ja Cię kochałem. Banalne, prawda? Ale wierz mi lub nie, znaczyłaś dla mnie znacznie więcej niż jakakolwiek kobieta wcześniej. Byłaś tą jedyną. I ja też miałem być dla Ciebie tym jedynym. Tylko Tobie to nie odpowiadało.
Mówiłaś, że życie nie kończy się na jednym związku. Że istnieje coś znacznie ważniejszego niż wierność. I chyba miałaś rację. Aby być wiernym trzeba najpierw poczuć prawdziwą miłość. Przyznaj, że nigdy jej nie czułaś...
Każde nasze spotkanie było niemal takie samo. Każde z wyjątkiem pierwszego. Wiesz dlaczego? Decydował o nim zwykły przypadek. Ty i ja. Losowo dobrani. Gdyby nie ta chwila, nigdy nie byłoby nas razem. Gdybym poczekał kilka minut dłużej Ciebie już by tam nie było. A wtedy wszystko potoczyłoby się innym torem. Żałujesz, że tak się nie stało, prawda...?
Wbrew pozorom to nie był dzień jak każdy inny. Wspominałem Ci już o Mayi... Zadra, którą pozostawiła na moim sercu krwawiła przez długi czas. Ale w tamtym okresie ból był nie do wytrzymania. Żyłem w cieniu, gdy się pojawiłaś. To ja wykonałem pierwszy krok. I chyba żałuję...
Dziwka to zbyt mocne określenie Ciebie w tamtym czasie. Odniosłem jednak wrażenie, że Tobie to słowo wcale nie przeszkadzało. Mogłaś być dla mnie prostytutką, dziewczyną do towarzystwa, utrzymanką. Ale mimo wszystko nie dziwką. Mnie to chyba po prostu bolało. Cholera, nadal boli. 
Nasze pierwsze spotkanie nie było wymarzone. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Jednak patrząc na to z drugiej strony widzę wiele pozytywów naszej sytuacji. Może niezupełnie naszej, bo przecież Ty widziałaś to wszystko kompletnie inaczej niż ja. Byłem po prostu zaślepiony. 
Wsiadłaś do mojego auta nic nie mówiąc. Ja też się nie odezwałem ani słowem dopóki nie zaparkowałem na hotelowym parkingu. 
- Co zamierzasz? - zapytałem, patrząc na Ciebie przenikliwym wzrokiem, podczas gdy ty wpatrywałaś się ślepo w widok za boczną szybą. Nie wiem co widziałaś w pozbawionych życia drzewach. Być może tylko to co chciałaś wówczas widzieć.
- Jak to co? Myślałam, że zależy Ci na tym samym co wszystkim pozostałym, z którymi się spotykam. - powiedziałaś nawet nie kwapiąc się na mnie spojrzeć.
- A tobie... Na czym Ci zależy? 
Nieco się zakłopotałaś tym prostym pytaniem. Ale dlaczego, skoro odpowiedź na nie była niemalże oczywista.
- Na tym czego ty masz w trzy dupy. Przyznaj się, że śpisz na forsie.
Przemilczałem to. Chociaż nawet nie wiesz jak bardzo chciałem temu wszystkiemu zaprzeczyć. 
- Tak myślałam. - rzuciłaś z głębokim sarkazmem, przytakując beznamiętnie głową. - Miejmy to już za sobą. 
Zacisnęłaś zęby i wyszłaś z samochodu. Nie miałaś zamiaru zwlekać. W końcu czas nieustannie przeciekał Ci przez palce. Nie marnowałaś go na rzeczy mniej ważne. A ja właśnie byłem taką rzeczą w Twoich oczach. 
Nie chciałem tego robić. Naprawdę. Ale chyba gdzieś w tym całym życiu się pogubiłem. Ty też. Nie musiałaś tego przede mną ukrywać, a mimo to konsekwentnie starałaś się z tym maskować. Za każdym razem, gdy obrzucałem Cię wzrokiem chowałaś się niczym mała dziewczynka pełna wstydu. I chyba taka właśnie byłaś. Tylko zły los nakazał robić Ci coś tak obrzydliwego. Tak niegodnego Ciebie. 
Pamiętasz, kiedyś zapytałaś co skłoniło mnie do tego czynu. Wtedy nie byłem w stanie szczerze odpowiedzieć. Ale teraz z perspektywy czasu widzę, że było to tym samym co Ciebie zmusiło do bycia przysłowiową dziwką. Bo nie chodziło Ci tylko o pieniądze, a o samotność. Przykre, że obydwoje wybraliśmy niewłaściwe drogi. Ale spójrz, to one nas połączyły.


__________

Cześć!
Ot taki to mój mały eksperyment, który mam nadzieję doprowadzić do końca. Jest to pierwszy blog jaki prowadzę jako Fanatyczka BL, więc liczę na Wasze wsparcie. Niektóre z Was pewnie mogły się już spotkać z moją twórczością pod skrzydłami Victorii Götzeus. Ale niestety okazało się to kompletnym niewypałem. Już jakiś czas temu podjęłam decyzję o powrocie i właśnie tak w marcu powstała Fanatyczka BL, którą teraz po niemal półrocznej przerwie od bloggera wskrzeszam do życia tym oto projektem.  Jeżeli tylko Wam się spodoba zarys całego tego opowiadania będę czuła się zobowiązana do dalszej pracy na rzecz tego bloga. Tak więc, pokażcie że jesteście, choćby nawet krótkim komentarzem =D
Buziaki :***